Nie zapić, by nie zabić (prawdziwego)

 Nie zapić, by nie zabić (prawdziwego)







Nie byłam nigdy w takiej podróży.

Bez okularów, lekkiej różowej mgiełki.


W zawirowaniach, szpitalnych korytarzach.

Bólu w klatce piersiowej podczas oddychania.


Nie byłam nigdy w prawdziwszej podróży.

Bez odwracania wzroku od tego, co brzydkie. 


Tańcząc w odmętach, odcieniach szarości.

Próbując, krzycząc z bólu, topiąc się w ściekach.


5 lat bez alkoholu.

5 lat przedłużonego uwalniania.


Zmieniało się wszystko.

Edytowałam jebany dokument tysiące razy.


Spadałam mocno na beton.

Zszywali mi twarz.


Rzygałam na dywan.

Kroili mi brzuch. 


Uboższa o setki złudzeń.

Bogatsza o dziesiątki blizn.


Kim byłabym, gdybym nie przestała?

Czy uderzyłabym mocniej, tak do samego końca?


Edytowałam tysiące razy.

Każda edycja jest bardziej moja.


Ile razy musiałam uczyć się nie ratować tych, 

co nie chcą wcale być ratowani?


Ile razy musiałam zawyć z bólu,

by stanąć wreszcie po swojej stronie?


Kim byłabym bez tych 5 lat?

Duchem z piękną, gładką twarzą?


Aktorką w radosnej sztuce.

Karmioną najsłodszym gównem.


Nie byłam nigdy w takiej podróży.

W gorzkich smakach środków komunikacji.


W utratach, zajezdniach, lotniskach, szlochaniu.

Znajduję to, co najprawdziwsze.


Znajduję to, co najpiękniejsze.