Życie tu sobie zrobiłam.
Układałam rzeczy, kupowałam meble.
Robiłam sobie jak w domu.
Wieszałam obrazki, robiłam zdjęcia. Obrazki z życia mojego i naszego.
My we Francji, odbici w witrynie sklepowej. Inni my nad jeziorem.
My na weselu, inni my na innym weselu. Ta sama czarna sukienka, tylko ja inna w środku.
Kupowałam słoiczki na przyprawy, stawiałam kwiaty na stole.
Kroiłam czosnek, dodawałam sól.
Byłam piękna i interesująca.
Rozmawiałam, nie spałam, dbałam.
Robiłam jak w domu.
Nam, a potem innym nam.
Wtopiłam się w nasze, zupełnie nie moje.
Wieszałam ubrania, parowałam skarpetki. Nosiłam pranie ze strychu.
Malowałam pokoje, poszerzałam granice.
Nie pamiętam ulic. Nie pamiętam numerów.
Autobusy, metra i tramwaje. Drogi przez las, zarośnięte podwórka.
Drewniane, duże okno i piecyk gazowy.
Godziny za kierownicą, godziny w samolotach.
Jadę do ciebie kochanie, dla ciebie warto, do ciebie zawsze.
Miasta, kraje, kontynenty. Stoły, krzesła, inne dłonie.
Inne oczy, inne uśmiechy.
A teraz wracam pomału do siebie. Robię sobie jak w domu.
Mam 26 lat, 11 przeprowadzek i kilka udomowionych miast.
Kilka największych miłości.
Czasem gubię się we wspomnieniach.
Naprawdę zdążyłam to wszystko przeżyć?
A teraz robię sobie jak w domu. Tańczę na mojej przestrzeni.
Mam światełka, widok i kota.
Wychodzę na podwórko, wychodzę na ulicę.
Wdycham spaliny, wdycham rzygi i zasikane ściany.
Wdycham powietrze po deszczu.
Kocham się inaczej niż kiedyś.
Życie tu sobie zrobiłam.
*Jerozolima, wrzesień 2017
![]() |
* |
Robiłam sobie jak w domu.
Wieszałam obrazki, robiłam zdjęcia. Obrazki z życia mojego i naszego.
My we Francji, odbici w witrynie sklepowej. Inni my nad jeziorem.
My na weselu, inni my na innym weselu. Ta sama czarna sukienka, tylko ja inna w środku.
Kupowałam słoiczki na przyprawy, stawiałam kwiaty na stole.
Kroiłam czosnek, dodawałam sól.
Byłam piękna i interesująca.
Rozmawiałam, nie spałam, dbałam.
Robiłam jak w domu.
Nam, a potem innym nam.
Wtopiłam się w nasze, zupełnie nie moje.
Wieszałam ubrania, parowałam skarpetki. Nosiłam pranie ze strychu.
Malowałam pokoje, poszerzałam granice.
Nie pamiętam ulic. Nie pamiętam numerów.
Autobusy, metra i tramwaje. Drogi przez las, zarośnięte podwórka.
Drewniane, duże okno i piecyk gazowy.
Godziny za kierownicą, godziny w samolotach.
Jadę do ciebie kochanie, dla ciebie warto, do ciebie zawsze.
Miasta, kraje, kontynenty. Stoły, krzesła, inne dłonie.
Inne oczy, inne uśmiechy.
A teraz wracam pomału do siebie. Robię sobie jak w domu.
Mam 26 lat, 11 przeprowadzek i kilka udomowionych miast.
Kilka największych miłości.
Czasem gubię się we wspomnieniach.
Naprawdę zdążyłam to wszystko przeżyć?
A teraz robię sobie jak w domu. Tańczę na mojej przestrzeni.
Mam światełka, widok i kota.
Wychodzę na podwórko, wychodzę na ulicę.
Wdycham spaliny, wdycham rzygi i zasikane ściany.
Wdycham powietrze po deszczu.
Kocham się inaczej niż kiedyś.
Życie tu sobie zrobiłam.
*Jerozolima, wrzesień 2017