Nieustępliwa nadzieja. Dopuścić do siebie smutek

 


"Nieustępliwa nadzieja stanowi obronę przed poczuciem żalu i rozpaczą. Pozwala uniknąć bólu i rozczarowania ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy znaczą dla nas najwięcej. Trzymamy się uporczywej wiary, że może jednak uda nam się zmienić bliską osobę w taką, jaką chcielibyśmy, żeby była, a z drugiej strony ogarnia nas nieustępliwa wściekłość, kiedy uświadamiamy sobie, że mimo naszych wysiłków i żarliwego pragnienia być może nigdy nam się to nie uda. Innymi słowy, tym, co napędza nieustępliwość – zarówno nadziei, jak i wściekłości – jest nieumiejętność pogodzenia się z cierpieniem płynącym z rozczarowania obiektem naszego pożądania; nieumiejętność przyznania, że nie jest on tym kimś, kim chcielibyśmy, żeby był.
Zdrowa reakcja wymaga, byśmy dopuścili do siebie cały ból związany z rozczarowaniem i poczuli wszystko to, co musimy wtedy poczuć – zawód, żal, oburzenie i złość. Musimy tego doświadczyć, by ostatecznie pogodzić się ze stratą i uznać, że druga osoba – choć nie jest taka, jak chcielibyśmy, by była – jednak jest „wystarczająco dobra”. Alternatywą dla nieustępliwej nadziei i wściekłości jest akceptacja. Nieustępliwa nadzieja i nieustępliwa wściekłość są reakcjami obronnymi, natomiast dojrzała akceptacja jest reakcją adaptacyjną. Dochodzimy do niej, gdy wreszcie wybaczymy i godzimy się z rzeczywistością – z tym, że świat nie musi być i nie będzie taki, jaki chcielibyśmy, żeby był."
Dr Martha Stark, psychiatra i psychoanalityczka






Leżę sobie na macie w świetle świecy.

Nie mogę wiele przez blizny i układające się na nowo we mnie narządy, więc leżę, oddycham.

Ostatnie tygodnie to intensywna nauka, praca, emocje.
Ból fizyczny i psychiczny, frustracja, ale też radość i duma, wzruszenia.
Nie wszystko ułożyło się tak, jakbym chciała.
I to jest w porządku.
Nie mogę zmienić nikogo, ale mogę zmienić siebie.
Odpuścić.
Zaakceptować.
Powiedzieć prawdę.
Przeżyć to.
Tak trudno jest czasem zaakceptować.

Dziś uświadomiłam sobie, że najbardziej dumna jestem z rzeczy, za które nikt nigdy nie da mi nagrody, ani dyplomu.
Ale mogę dać je sobie sama.
Za 4 lata bez alkoholu i wszystkich innych substancji zmieniających świadomość.
Za przeżywanie wszystkiego.
Za wybieranie tego, co możliwe, a nie tego, co łatwe.
Za opowiadanie siebie, opowiadanie bez końca.
Bo te opowieści leczą.
I to co międzyludzkie, autentyczne, tak trudne czasem do zrozumienia.
Najbardziej fascynujące.
Za to, że wiem już, że to ja jestem domem, ale droga do domu była długa i kręta.
Za to, że wiem, jak łatwo o tym zapomnieć.
Dziś znów sobie przypomniałam.