Czy warto się nie starać? O książce ,,11 dni" Ewy Dymek


Narratorka ,,11 dni” Ewy Dymek od początku okrutnie mnie irytuje, podkreśla, że jest ponadprzeciętnie atrakcyjna, ocenia wszystkich wokół. W czasie przygotowań do zgłoszenia się na odwyk, z jednej strony czytelnik ma poczucie, że jest silnie zmotywowana i pewna, że tego chce, a z drugiej - robi wszystko, by tam nie dotrzeć. Ta ambiwalencja jest dla mnie zrozumiała, czułam jednak ogromny sprzeciw dla tego, w jaki sposób spędza wieczór i noc przed odwykiem, nie tylko pije, ale także umawia się na noc z chłopakiem, który ani trochę jej nie pociąga (a wręcz budzi jej obrzydzenie), niemal zmusza go, by pojechał z nią najpierw po plecak i jej psa, którego musi odwieźć do przyjaciółki, a potem właściwie chyba z ,,poczucia obowiązku” uprawia z nim seks.

Ten początek zasmuca mnie, dostrzegam, że główna bohaterka nie lubi siebie, kompulsywnie wręcz robi rzeczy wbrew swojej intuicji i pragnieniom i budzi to moje ogromne współczucie, choć myślę także o sobie sprzed kilku, kilkunastu lat i chciałabym zarówno siebie jak i ją mocno przytulić. Z pewnością odbieram i filtruję ten tekst przez swoje doświadczenia, swoje utraty, zarówno relacji z substancjami, jak i ludźmi, którzy byli dla mnie w podobnym stopniu toksyczni. 


W czasie odwyku bohaterka coraz głębiej wchodzi w jego mikrokosmos, mimo niechęci i początkowego poczucia wyższości wobec współpacjentów. Zdecydowany opór budzi u niej jednak terapeutka, która prowadzi ,,zajęcia z emocji” oraz człowiek, który prowadzi spotkania AA i ,,zajęcia z asertywności’’. Ten ostatni, mimo fasady człowieka, który jest lepszy od pacjentów, nie pije ponad 14 lat, nagle okazuje się, podobnie jak wszyscy inni - ,,tylko człowiekiem”, gdy spotyka go osobista tragedia, przychodzi i przyznaje, że jest trzeźwy od… wczoraj.


Bohaterka bywa okrutna wobec terapeutki, podobnie jak dla wielu współpacjentów, np. ,,Baby Żul”, która ostatecznie budzi jej ogromne współczucie, a nawet sympatię. Widzimy to od początku - narratorka nie jest przypadkiem beznadziejnym, wydaje się wręcz pierwszą w kolejce do wyzdrowienia wśród osób w ośrodku, nie ma jeszcze dzieci, które mogłaby zaniedbać czy skrzywdzić, nie mieszkała na ulicy, nie straciła dobytku, nikt jej nie zgwałcił, nie pobił, a doświadczyło tego wielu jej towarzyszy, także rodzina jej nie opuściła, prawdopodobnie więc w odpowiednim momencie trafiła do ośrodka i sama też to widzi. Nie potrafi jednak nadal pogodzić się z tym, że aby żyć inaczej, będzie musiała zmienić styl życia, znajomych. Jej obecne ,,przyjaciółki” zresztą pokazują jak mało im na niej zależy, nie martwią się szczególnie tym co teraz przeżywa, choć ona ma poczucie, że przewodzi w swojej grupie znajomych, kontroluje ich, jakby była dla nich rodzajem guru, a jednocześnie tak naprawdę nie ma z nimi bliskich i szczerych relacji. Tego dopiero zaczyna się uczyć.



 Bardzo poruszający był dla mnie sposób opisania omamów, których doświadczyła w związku z odstawieniem substancji i jej rozmowa z psychiatrą. Świetnie zresztą zostały tu napisane dialogi, w wielu momentach czułam jakbym sama siedziała z całą ekipą na papierosie, były momenty dramatyczne, ale były też zabawne. Poruszające też to, w jaki sposób bohaterka zaprzecza swoim emocjom i potrzebom, nie pozwala sobie na złość i smutek, od razu racjonalizuje, stwierdzając, że z tego będą same kłopoty, trudne rozmowy (doskonale to rozumiem, bo to był mój sposób działania przez wiele lat). Podobnie z przeżywaniem żałoby, utraty, której jest sporo w ośrodku, bo samo pogodzenie się z powrotem do dawnego życia jest pewną  utratą poczucia bezpieczeństwa w miejscu, gdzie rozmawia się o emocjach, nie trzeba myśleć o tym, by przygotować sobie jedzenie itp., utrata dotyczy też łatwego i znanego radzenia sobie z emocjami za pomocą substancji. Poza tym, grupa zostaje poinformowana o śmierci jednego ze stałych pacjentów ośrodka zwanego ,,Wampirem”, a potem także o śmierci Piotra, zaraz po jego wyjściu z odwyku, który był najbliższy głównej bohaterce, a nie miała pojęcia, że jest śmiertelnie chory. Myślę zresztą że z wieloma utratami bohaterka będzie musiała sobie jeszcze poradzić, nie pisze jednak o swoim ostatnim dniu w ośrodku, a zamiast relacji z niego dostajemy dwa zdania, które mocno zapadają w pamięć. 


,,Czy warto się starać?

Czy warto się nie starać?”