O niektórych rzeczach milczę bardzo głośno.
Odbijają mi się w głowie, od ucha do ucha.
Od oka do gardła, od gardła do skroni.
Jak piłeczki z automatów o chodnik Świnoujściu.
Słowa, których nie potrafię ułożyć w konstrukcje.
Tak jak nie umiałam w linie proste nigdy.
I przebiec w linii prostej te sześćdziesiąt metrów.
Wystarczająco szybko na tróję.
Umiałam w pęknięcia, złamania, obite kolana.
W powietrze o zmierzchu, lekką mgłę nad sadem.
Jestem sześciolatkiem, który spada z drzewa.
Jestem matką, która tuli go do piersi.
Jestem pacjentką o wielu specjalizacjach.
Twarz mi ładnie zszyli, pęknięcia się zrosły.
Przekroczyłam limit zderzeń, pęknięć, krwawień.
Zimnych przedmiotów w ciele i na ciele.
Czasem idę szybko, nie robię przystanków.
Jestem posklejana, w kwiecistej sukience.
O niektórych rzeczach śnię bardzo wyraźnie.
O niektórych rzeczach milczę bardzo głośno.