Wewnętrzna migracja danych (albo promka na nowe życie)


Wewnętrzna migracja danych.
Wkurwiająco długo się aktualizuje.

Ostatnie ślady tamtej mnie.
Ze mnie.
Łagodnie.
Zlizujesz.




Styczeń jest jak dziura w ulubionej skarpetce.
Jak kawałek szkła, co wbija się w stopę. 
Krzyczą do mnie reklamy i krzyczą neony. Zachęcają promocje, wszystkie telefony.
Nie zdążyłaś pod choinkę to schudnij w nowym roku.
W nowych lepszych cenach stare, durne bzdety.
Ja nie chce chudnąć przed wigilią, wiosną, Wielkanocą.
Promki na nowe życie, nowe insta portrety.

Czy naprawdę muszę chcieć teraz nowego życia? Wystarczająco trudna była rezygnacja z picia.
Wciąż mi ktoś chce wcisnąć lepszą wersję siebie.
Ale teraz to mnie najzwyczajniej jebie.

Bo ja chcę po prostu, chcę bardzo być zdrowa.
Nie kręci mnie serio żadna dieta nowa.
Chcę wyjść znów i czuć wiatr na twarzy.
Czuć się znów silna i młoda, niech to się już zdarzy.

Nie chcę już się męczyć każdym szybszym krokiem.
Wystarczająco zmęczyłam się poprzednim rokiem.
Chcę zacząć to, o co długo się starałam.
A dziś znów całą noc i pół dnia przespałam.

Mój miękki środek wciąż mocno poszarpany.
Cały miesiąc w łóżku morzem wypłakany.

Czy naprawdę istniejesz, jesteś tu, kochany?
Twoje miękkie usta i dłonie na skórze.
Dotykaj mnie, patrz na mnie.
Czuję.
Zostań.
Dłużej.