Ma być miło (Fuck you, Kartezjuszu)

 



🧠Sporo mówi się już o depresji. Wygraj z depresją, walka z depresją, twarze depresji, tak Robin Williams miał depresję, kto by się spodziewał, tak, można mieć depresję i się uśmiechać, tak, można nawet nie zauważyć, że ma się depresję, ponieważ jak na nowoczesnego, ambitnego mieszkańca Europy przystało, na każdy ból głowy czy brzucha można walnąć tabsa, wkurwa schować w jelicie nadwrażliwym, a smutek zapić, w końcu wiadomo, że jedyne, co naprawdę się liczy to, że MA BYĆ MIŁO.

👀Dobrze. Dobrze, że się mówi, bo świadomość i wrażliwość w narodzie marna, nawet w kręgach intelektualnych i (wydawałoby się) kulturalnych. Myślę, że dobrze jednak zastanowić się nad tym JAK się mówi. Nie jestem fanką ,,straszenia” depresją, ,,pozbywania się” jej jak # intruza czy złodzieja, co przyszedł i zabrał nam dobry humorek. Bo bywa strasznie, bywają chwile tak przerażajace, że nie wiesz co dalej, a później jest kolejny dzień i jest trochę lepiej, ale nie można jeszcze wrócić do trybu ,,codziennego”, wstać, ubrać się, umyć zęby, ponieważ coś jednak się wydarzyło, stany lękowe, ataki paniki, zmęczenie. I depresja i stany depresyjne i lękowe wydarzają się i nawet gdy już wiesz co się dzieje i jak sobie radzić, to nie znaczy, że przestaną się wydarzać. I to jest najtrudniejsze. Ponieważ WYDARZA się nam życie, emocje, relacje, ludzie. Ale dla mnie poza zastanowieniem się co mi jest, ważne pytanie to też DLACZEGO? Nie po to, by siebie czy kogoś obwiniać. To nie jest Twoja ani moja wina. Ale po to, żeby podejść do siebie z większą empatią. Być może potrzebowałam więcej odpoczynku, ale sobie tego nie dałam i moje ciało przypomina mi o tym? Być może potrzebuję czegoś, może czasu, może więcej oddychać, a mniej zapierdalać? Być może powinnam skorzystać z rady, którą tak chętnie daję innym? Ja mam codziennie nowe pomysły, co jeszcze mogłabym stworzyć, wymyślić, napisać, ciagle chcę więcej, bo przecież jak się na chwilę zatrzymam to stanie się jakaś katastrofa i świat się zawali. Nieeee, świat sobie poradzi. I może tylko ja mogę dać sobie odpowiedź na to pytanie ,,dlaczego?”, nikt inny.

I może depresja, lęk, panika i cały ten wielki kłębek emocji (który często nazywam SHITEM), który odczuwam, którego cholernie nienawidzę czasem, a jednocześnie wiem, że bez niego byłabym kimś zupełnie innym, to nie jest coś, czego powinnam się bać, ale coś, co może być wskazówką. Bo ciało, umysł nie są złe i uszkodzone. I są od siebie zależne (fuck you, Kartezjuszu!). Są mądre, dają mi znaki, ale ja, młoda, ambitna i narwana, zbyt często nie

chciałam ich słuchać. I nadal czasem nie chcę, bo bardzo, ale to bardzo chcę, żeby było miło i szybko i chcę wiedzieć wszystko JUŻ! Ta nauka nigdy się nie kończy, ale może jestem troszeczkę mądrzejsza niż wczoraj. 

Tyci tyci, może jednak?