Dwa bieguny w jedną noc (Utrata)


W serialu The Kominsky Method jest scena, w czasie której jedna z uczestniczek warsztatów aktorskich Sandy’ego (Michael Douglas) siedzi w samochodzie, patrzy na billboard z reklamą filmu, w którym zagrała i płacze. 

To jest szczęście, to rezultat jej ciężkiej pracy. 

Zmaterializowany.

Spełnienie marzeń. 

Rozpacz.

Dwa bieguny w jedną noc, czy można aż tyle w sobie pomieścić?





Podobnie poczułam się biorąc do ręki swoją książkę (choć to dopiero egz. próbny).

Wielka radość, poczucie, że zrobiłam to w pełni w zgodzie ze sobą, że dopracowywałam ten tekst tak długo, by nie było tam żadnego zbędnego słowa. 

Odczuwam jednak koniec pracy nad nim jako pewne zamknięcie. Pożegnanie. 

Może nawet żałobę. 

Tworzenie Niny i jej wewnętrznego świata, towarzyszenie jej w podróży, to piękna przygoda. 

I trudna, bo dałam jej wiele z siebie i wiem dobrze, że też sporo swojego ,,miękkiego'' odsłaniam. 

Ale czas pożegnać się z tą bohaterką i stworzyć nową. W końcu to książka o dorastaniu. 

Traceniu. 

Złudzeń. 

Przekonań.

Ludzi.

Czas zrobić miejsce na nowe, ,,wpuścić trochę życia". 

Uwalnianie, odpuszczanie, puszczanie (się). 

Niedługo ta opowieść pójdzie w świat.
Kilka dni przed moimi 30. urodzinami.

Cieszę się.
Boję się.

To była niezwykła podróż i nie wybrałabym żadnej innej. 
Żadnej czystszej.
Ani takiej bez błędów.
Takiej bez siniaków i blizn.
Łatwiejszej.

Ponieważ ta jest prawdziwa.
I może nigdy nie miała być łatwa. 

Żegnaj, Nino.
Żegnaj, Dziewczyno, którą byłam.
Idzie nowe, nieznane, absolutnie możliwe.

To była cholernie długa podróż.
I wiem, że będę opowiadać, opowiadać siebie bez końca.
Cholernie długa droga do domu.

By zobaczyć, że to ja
jestem domem.