Jestem młoda kobietą, wstaje codziennie, próbuję.
Żyje z konsekwencjami moich decyzji i błędów.
Miałam złamane serce i złamałam komuś serce.
Dowiedziałam się już dawno, że miłość nie naprawi wszystkiego.
Nieważne jak mocno byśmy chcieli.
Wiem już, by ufać sobie, bo jeśli chodzi o moje życie, nikt nie wie lepiej.
Mimo, że ci, którzy mnie kochają zawsze chcą dobrze.
Kiedyś nie lubiłam siebie i nie umiałam odpuszczać.
Teraz kocham siebie i nie wierzę w drogi na skróty.
Jestem młodą kobieta, żyję z lękami, chorobami i bólem.
Z tabletkami, których nie mogę zapomnieć połykać.
Z ciałem, które kocham, które ma być silne i zdrowe, a nie miłe dla czyjegoś oka.
Nie jestem częścią, ani połówką, jestem całością.
Kocham siebie najpierw, kocham moje życie i jestem szczęśliwa.
Jest we mnie cały świat, wszystko co widziałam, czego doświadczyłam.
Ja jestem światem i każdy i każda z nas niesie w sobie swój własny, niepowtarzalny.
Dlatego przestańmy myśleć o sobie jak o kimś, kto nie jest wystarczający.
To czy mam partnera i czy jestem zakochana - nie zmienia tego, kim jestem.
Wstaję codziennie i cieszę się, że żyję.
Że mogę wstawać i tworzyć świat.
Wstaję codziennie i czuję wdzięczność.
Chcę zmienić na lepsze chociaż kawałek.
Mimo tych, którzy mówią, że ,,całego świata nie zmienię”.
Wbrew tym, co powtarzają ,,życie”.
I idą się najebać.
Czuję szczęście, że tu jestem, co nie oznacza, że zawsze jest mi wesoło.
Przeżywam wszystkie emocje, wkurwiam się, płaczę i głośno się śmieje.
I jestem czasem bardzo, bardzo zmęczona.
Nie patrzę już z podziwem na tych, co krzyczą o zmienianiu świata.
Choć nie znaleźli sekundy, by przyjrzeć się sobie.
Jestem szczęśliwa, że żyję, i nie jestem tu tylko dla siebie.
To czy mam partnera i czy jestem zakochana - nie jest i nigdy nie będzie ważniejsze niż to jak czuję się naprawdę.
Jestem pełnią, całością.
Czy idę z kimś.
Czy idę sama.