Ucz się śmierci.
Ucz się śmierci. Na pamięć.
Zgodnie z zasadami pisowni
wyrazów martwych.
Pisz ją łącznie
jak rzeczpospolita lub lwipyszczek.
(...)
Ucz się śmierci
w miłości.
Ucz się śmierci nie tylko
dla zabicia czasu.
Czas bywa samobójczy
i wisi godzinami na drzewach.
Przepytaj siebie.
Przepytaj na żywo.
Ewa Lipska
Moje poprzednie twarze są już nieaktualne.
Nie chcę pozwolić im spoczywać w pokoju.
Od lat przecież maluję swoje maski.
Fluidem, pudrem, cieniami do powiek.
Moja twarz obca, za bardzo #nofilter.
Roztapia się jak wosk, zniekształca powierzchnię.
Gdy patrzę w lustro, nie mogę uwierzyć.
Że rany naprawdę goją się tak szybko.
Moje poprzednie twarze stały się nieaktualne.
Wyjęli mi szwy, naprawili zęby.
,,Nic przecież nie widać".
Dobrze potrafię kłamać, że wcale nie boli.
Przejeżdżam językiem po zszytej wardze.
Jest twarda i boli, gdy mocniej naciskam.
Gdy chcę chociaż wlać w nią trochę czerwieni.
Jak plama krwi z moich ust na szarej kostce bruku.
Nie cierpię przecież jakoś najokrutniej.
Rozjebałam się przez własną głupotę.
Gdybym była dzieckiem, płakałabym głośniej.
Ojciec by krzyczał, matka by tuliła.
Widziałam przecież gorsze cierpienia.
Gubiących życie jak drzewo liście.
To nie jest temat lekcji, to temat życia.
Śmierć.
Odpuść.
Daj odejść.
Zostaw.
Zbyt wcześnie zaczęłam uczyć się śmierci.
Chciałabym dłużej pobyć dzieckiem:
nie zobaczyć napisu DROGA EWAKUACYJNA.
To może oznaczać chęć życia, namiętność.
Płomień i ciepło, zbyt szybkie spalanie.
Potrzebę kontroli, by wiedzieć od razu.
Nieumiejętność zostania w ,,nie wiem", ,,może?".
Uczę się od dawna śmierci na pamięć.
Obieram ją sobie jak pomarańczę.
Wyciskam to kwaśne, usuwam też pestki.
Czy mogłoby być choć trochę łatwiej? (proszę)
Pozwalać komuś odejść.
Nie tylko myśleć, lecz czuć:
,,inni też go polubią".
Czy mogłoby nie być tak trudno?
Odpuścić znów dawną siebie, tęsknotę.
Pożegnać te twarze i tamte uśmiechy.
Patrzeć jak odchodzą spokojnie, nadzieją.
Patrzeć jak odchodzę, do siebie, wciąż bliżej.
Zabieram swoje ciało do świata codziennie.
Karmię, przytulam, dbam, nie zapominam.
Leżę i płaczę (wciąż myślę: ,,zbyt długo").
Dlaczego ten tydzień nie starcza na rozpacz?
Myślę sobie: ,,i znów nie umarłam".
Nie wiem kiedy tak mocno chciałam żyć jak teraz.
Nikt do mnie nie przybiegł, lecz biegnę do siebie.
Maluję blizny metodą: kintsugi.
Wytrwale zakrywam czerwień złotą nitką.