„Nosimy w sobie głębokie przekonanie, że z jakiegoś powodu nie powinniśmy podlegać zmianom: nasi ukochani nie powinni umierać, nie powinniśmy stracić pracy, a złe rzeczy nie powinny się nam przytrafiać – mówi w dostępnym na YouTubie wykładzie Robina Courtin, najbardziej obcesowa buddyjska mniszka, jaką kiedykolwiek widziałam. – Jeśli popatrzymy na swoje życie i przebadamy je pod tym kątem, zobaczymy, że to normalne, iż ludzie umierają, tracą pracę – tak się po prostu dzieje. Ale wszystko w nas protestuje i próbuje to odwrócić, jak gdyby to był jakiś błąd (...) Jeśli mam śliczną filiżankę, którą dostałam po babci, staje się ona dla mnie bardzo ważna. Im bardziej jestem do niej przywiązana, tym mocniej wierzę, że ona się nie rozbije – więc kiedy się rozbije, jestem zrozpaczona. Dlaczego cierpisz, Robino? Och, bo moja piękna filiżanka się rozbiła. Nie, nie, powie na to Budda: cierpisz nie dlatego, że filiżanka się rozbiła, rozbiła się, bo taka jest jej natura. Cierpisz, bo wierzyłaś, że nie powinna się rozbić i że się nie rozbije”.
Natalia de Barbaro
Dużo jest wszędzie o złym.
Więc jeśli dzieje się dobre, należy to zauważyć.
Zanotować, zapamiętać, przechować jak zapasy na zimę.
Upchnąć w słoiczku i rozbić go w razie potrzeby.
Drugi raz w tym roku trafiłam do szpitala na Szaserów w Warszawie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszej opieki. Zarówno ratownicy, jak i lekarze, pielęgniarki, wszyscy, którzy się mną zajmowali byli empatyczni i zaangażowani.
Traktowali poważnie mnie i mój ból.
Traktowali poważnie mój strach.
Moment po wypadku, gdy nie wiesz dokładnie co się stało, czujesz tylko krew, wybite zęby i boli cię głowa, to chwila bezbronności, kruchości, bezsilności. Dlatego tak ważne jest, że ktoś w tym momencie położył swoją dłoń na mojej i powiedział: ,,najgorsze już za tobą".
Nie znam jej imienia, nie pamiętam jej funkcji, ale ten moment będę pamiętać i zawsze będę za niego wdzięczna.
Niezwykłe jest dla mnie, że człowieka można naprawić, poskładać, pozszywać. Minęło 8 dni, a jestem prawie jak nowa. Przynajmniej na zewnątrz. Nie widać już tego bólu. Nie widać już strachu.
I chociaż ból przez jakiś czas na pewno mnie nie opuści, to czuję teraz głównie wdzięczność. Również za to, co się nie wydarzyło. Za to, że nie mam uszkodzonego kręgosłupa i mózgu. Za to, że nie mam więcej złamań. Że nie trzeba było robić ryzykownej operacji.
Czuję wdzięczność i radość, bo mogę oddychać, chodzić i myśleć. Niedługo będę mogła też mówić. Zostaną mi tylko blizny i pewność, że dobro wraca.
Odkrywam też jak szybko goją się rany, gdy ma się wokół dobrych ludzi i wsparcie.
Jak zwykle trudno mi też odpuścić. Trudno przeczekać te chwile, zanim będę mogła na dobre wrócić do aktywnego życia, praktykować znów jogę, wsiąść na rower, iść dłużej niż 15 minut bez zmęczenia. Kiedy będę mogła znów skupić się dłużej niż 15 minut przed kolejną drzemką.
Oddycham.
I na dzisiaj - to w zupełności wystarczy.