"Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl".
Tove Jansson
***
Trzydziesty pierwszy grudnia.
Odbieram nowy dowód.
Receptę na antybiotyk.
Otulam się kocem, smarkam i się śmieję.

To był szalony grudzień.
Cholernie ciężki rok.
Pełen lekcji, pożegnań i strachu.
Pełen kroków w nieznane.
To był szalony grudzień.
Cholernie piękny rok.
Pełen zmian, uczuć i ludzi.
Zupełnie Nowej Nadziei.
Trochę nie wierzę w ten Nowy Rok.
Z dystansem obserwuję czas.
Gdzieś tam jest inna godzina.
O innej porze odejdzie stary rok.
A nowy przylezie we wrześniu czy w lutym.
Więc która naprawdę godzina?
Gdzie jest początek i koniec?
Nie chcę gotowej odpowiedzi.
Poszukam jej sobie sama.
Poszukam - bo nie wiem czy znajdę.
Leciałam sama do świata.
Patrzyłam na inne góry.
I dobrze mi było ze sobą.
W podróży, która nie jest ucieczką.
Cieszyłam się, że leciałam.
Cieszyłam się, że wrócę.
Nie mogłam doczekać się smaków.
Wędrówek w czerwonym kurzu.
Chodziłam w swoim tempie.
Tak jak chodzę codziennie.
Ucząc się ile się da.
Tak jak uczę się codziennie.
I czułam się jak w Domu.
Bo to ja jestem Domem.
Czując bliskość bardziej niż kiedykolwiek.
Bliskość świata, ludzi i wody.
Bliskość kobiet i mężczyzn.
Dzięki którym zrozumiałam.
Że najgorsze rzeczy da się przeżyć.
Tylko w kontakcie z drugim człowiekiem.
I boję się i pragnę tego.
Bo to jest najstraszniejsze.
Że wszyscy chcemy tego samego.
A przecież zupełnie inaczej.
I może straszne znam lepiej, dokładniej.
Umiem odnaleźć się w ciemnych ulicach.
I piękne przeraża mnie o wiele bardziej.
I boję się tęsknić znów całą sobą.
Nie robię dziś postanowień.
Nie biegnę, z nikim się nie ścigam.
Mieszam pomału w swoich marzeniach.
Od jutra nie zaczną spełniać się same.
I wcale nie muszę najszybciej, najlepiej.
Mogę wystarczająco.
Błądzić i próbować.
Kwitnąć bardzo nierówno.
I tak, zrobię mnóstwo błędów.
Zapomnę ogolić pół łydki.
Wyjdę na miasto w sukience.
I kto mi kurwa zabroni?
Tove Jansson
***
Trzydziesty pierwszy grudnia.
Odbieram nowy dowód.
Receptę na antybiotyk.
Otulam się kocem, smarkam i się śmieję.
Kambodża 2019
To był szalony grudzień.
Cholernie ciężki rok.
Pełen lekcji, pożegnań i strachu.
Pełen kroków w nieznane.
To był szalony grudzień.
Cholernie piękny rok.
Pełen zmian, uczuć i ludzi.
Zupełnie Nowej Nadziei.
Kambodża 2019
Trochę nie wierzę w ten Nowy Rok.
Z dystansem obserwuję czas.
Gdzieś tam jest inna godzina.
O innej porze odejdzie stary rok.
A nowy przylezie we wrześniu czy w lutym.
Więc która naprawdę godzina?
Gdzie jest początek i koniec?
Nie chcę gotowej odpowiedzi.
Poszukam jej sobie sama.
Poszukam - bo nie wiem czy znajdę.
Leciałam sama do świata.
Patrzyłam na inne góry.
I dobrze mi było ze sobą.
W podróży, która nie jest ucieczką.
Cieszyłam się, że leciałam.
Cieszyłam się, że wrócę.
Nie mogłam doczekać się smaków.
Wędrówek w czerwonym kurzu.
Chodziłam w swoim tempie.
Tak jak chodzę codziennie.
Ucząc się ile się da.
Tak jak uczę się codziennie.
I czułam się jak w Domu.
Bo to ja jestem Domem.
Czując bliskość bardziej niż kiedykolwiek.
Bliskość świata, ludzi i wody.
Bliskość kobiet i mężczyzn.
Dzięki którym zrozumiałam.
Że najgorsze rzeczy da się przeżyć.
Tylko w kontakcie z drugim człowiekiem.
I boję się i pragnę tego.
Bo to jest najstraszniejsze.
Że wszyscy chcemy tego samego.
A przecież zupełnie inaczej.
Moskwa 2019
I może straszne znam lepiej, dokładniej.
Umiem odnaleźć się w ciemnych ulicach.
I piękne przeraża mnie o wiele bardziej.
I boję się tęsknić znów całą sobą.
Nie robię dziś postanowień.
Nie biegnę, z nikim się nie ścigam.
Mieszam pomału w swoich marzeniach.
Od jutra nie zaczną spełniać się same.
I wcale nie muszę najszybciej, najlepiej.
Mogę wystarczająco.
Błądzić i próbować.
Kwitnąć bardzo nierówno.
I tak, zrobię mnóstwo błędów.
Zapomnę ogolić pół łydki.
Wyjdę na miasto w sukience.
I kto mi kurwa zabroni?
Wietnam 2019