Po prostu kolejna rewolucja

Daję sobie pół minuty.
Na oddech, na bezruch, na płacz.
To tylko kolejna, jedna z wielu, nie wiem przecież ile jeszcze.
Po prostu kolejna rewolucja.

Biegnę tak szybko, że zapominam.
O oddechu, bezruchu i płaczu.
A przecież minął prawie rok.



***

Dwa lata temu zaczyna się wiosna.
Kończy się nasza historia.
Ubrania mam w pięciu mieszkaniach.

Dwa lata temu jest wiosna.
Nie chciałam płakać w tramwaju.
Założyłam bluzkę w kwiaty.
Kiedyś przestanie, prawda?

Dwa lata temu jest wiosna.
Wychodzę spod prysznica.
Zakładam za mały szlafrok, podchodzę do okna.
Zapominam nazwę tokijskiej dzielnicy.
Gdzie mieszkam?
Wracam, zaczynam od nowa.

Rok temu jest wiosna.
Układam ubrania w szafie.
Uginające się palmy, ciało, chemiczny smak.
Afryka.

Rok temu jest chłodno.
Nie daję sobie sekundy.
Gubię swoje teraz i zakupy z Carrefoura.
Biegnę i zapominam.

Rok temu jest marzec.
Pani doktor, recepta. Powroty.
Pierwsze pierwiosnki nadziei.

Rok temu kręci się w głowie.
Nie, dziękuję, nie piję.
Odbijam się od mebli, zostawiam otwartą szafkę, siniaki.
Zamknięta w tym ciele, w tej głowie, ten strach.

To już rok.
Pierwszy oddech, bezruch, łza.
Po prostu kolejna walka o życie.
Coś się mi w środku otwiera.



***

Znowu zbliża się wiosna.
Daję sobie pół minuty.
Trzydzieści sekund więcej niż zawsze.

To tyko kolejna rewolucja!
Za dużo na dwadzieścia siedem krótkich lat.
Za dużo na jedną osobę.
Nie daję sobie odetchnąć.

Wybrałam, by siebie ochronić.
Wybrałam, by tam już nie wrócić.
Wybrałam, znowu najtrudniej.

Daję sobie pół minuty.
Zadyszka, szybkie spojrzenie wstecz.
Bezruch, oddech i płacz.

Niedługo znów będzie wiosna.
Wieje ciepły wiatr.
Słyszę te słowa.
Pamiętaj, nie jesteś z tym sama, czegokolwiek potrzebujesz.
I wiem już, że dobrze wybieram.

Układam sobie od nowa.
Nie zliczę, który to już raz.
Młodość pełną pożegnań.

Układam.
Kwiaty na sukience.
Kolejność piosenek.
Książki do czytania.

Po prostu kolejna rewolucja.