Za tydzień powiesz sobie: "Już tydzień, jak to się stało", no, dalej, a za rok powiesz sobie: "Już rok, jak to się stało".
***
Idę przez park. Sama.
Dostrzegam cień i słyszę kroki.
Powietrze pachnie jaśminem, przygodą.
Czekałam cały rok na to kwitnienie.
Myślę o możliwym, prawdopodobnym, co jeśli.
O poranku, niby po, ale jakby przed.
Wyobrażam sobie szpital, spojrzenia, policję.
Myślę. Analizuję. Krzyczę w środku, choć twarz mam nieruchomą.
Nieuchronnie. Obserwacje. Letnia sukienka. Sama chciałam.
Jak pani mogła tak sama, nieporozumienie.
Idę przez las. Sama.
Nie powinnam tak iść, ani tak wyglądać.
Próbuje wyglądać mniej.
Czy moje blond włosy to prowokacja?
Czy te rzęsy są już kuszeniem?
To moja wina, wybaczcie, że jestem.
Tak, pewna, nie zmyślam, histeria?
Mężczyznę też by pan spytał?
Widzę poranek. Dzień po, lecz przed.
Pytania, pogarda i wstręt.
Jestem winna, zaistniałam, wybaczcie.
Mam włosy i oczy i usta.
Prosić o wybaczenie?
Moja wielka, moja wina.
Idę przez park. Sama.
Już świta. Kroki cichną, wychodzę, pusta droga.
Z oddali wyłania się dźwięk. Wskakuje kot.
Przytulam dźwięk, wyłączam kota.
Nie wiem gdzie jestem, jest duże okno.
Szare światło, gęsia skórka, dźwięk.
To niedorzeczne.
Pada śnieg, nie pachnie jeszcze jaśminem.
***
Zaczyna się od oddechu, pierwszego, świadomie.
Mam prawo być i chcieć.
Ale to wieki, oduczyć się przepraszać.
Nauczyć się mówić, nie milczeć i być.
Zaczyna się delikatnie, pod skórą.
Burzy się krew i rośnie tętno.
Krąży nadal, po ciele.
Do serca, jak strzał.
Ale to lata, zapomnieć co powinnam.
Zrywać ten plaster powoli, pozwolić sobie żyć.
Nie uwewnętrzniać tych słów.
Słyszanych, krzyczanych, wpajanych.
Wyrzygać, zapomnieć, oddychać.
Wyrzygać, zapomnieć, oddychać.
Wykrzyczeć.
Odsunąć welon i pojawić się.
Tworzyć świat, tworzyć własne życie*.
Nie chcę różowych dni kobiet, a bardzo przecież lubię kwiaty.
Chcę dni kobiet i mężczyzn razem przeciw dyskryminacji.
Chcę reakcji na przemoc i nie chcę uciszania.
Pragnę, by była w tym szansa, nie tylko naiwność.
Wędrować bez strachu, zuchwale, i już.
Przez las i przez życie.
Kto nam zabroni?
Chodźmy.
***
Chociaż siedziała nadal wyprostowana i robiła na drutach, tak właśnie odczuwała siebie, a jej istota, zrzuciwszy wszelkie krępujące więzy, była wolna i otwarta na najdziwniejsze doświadczenia (...). Jej własne horyzonty wydawały się bezkresne.
Virginia Woolf, "Do latarni morskiej", Wyd. C&T Crime & Thriller
* Rebecca Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat, Wyd. Karakter
Édouard Louis, "Historia przemocy", Wyd. Pauza
***
Idę przez park. Sama.
Dostrzegam cień i słyszę kroki.
Powietrze pachnie jaśminem, przygodą.
Czekałam cały rok na to kwitnienie.
Zdjęcie: Rumunia, 2015, by M.O.
Przyśpieszam, oddech jest płytszy.Myślę o możliwym, prawdopodobnym, co jeśli.
O poranku, niby po, ale jakby przed.
Wyobrażam sobie szpital, spojrzenia, policję.
Myślę. Analizuję. Krzyczę w środku, choć twarz mam nieruchomą.
Nieuchronnie. Obserwacje. Letnia sukienka. Sama chciałam.
Jak pani mogła tak sama, nieporozumienie.
Idę przez las. Sama.
Nie powinnam tak iść, ani tak wyglądać.
Próbuje wyglądać mniej.
Czy moje blond włosy to prowokacja?
Czy te rzęsy są już kuszeniem?
To moja wina, wybaczcie, że jestem.
Tak, pewna, nie zmyślam, histeria?
Mężczyznę też by pan spytał?
Widzę poranek. Dzień po, lecz przed.
Pytania, pogarda i wstręt.
Jestem winna, zaistniałam, wybaczcie.
Mam włosy i oczy i usta.
Prosić o wybaczenie?
Moja wielka, moja wina.
Idę przez park. Sama.
Już świta. Kroki cichną, wychodzę, pusta droga.
Z oddali wyłania się dźwięk. Wskakuje kot.
Przytulam dźwięk, wyłączam kota.
Nie wiem gdzie jestem, jest duże okno.
Szare światło, gęsia skórka, dźwięk.
To niedorzeczne.
Pada śnieg, nie pachnie jeszcze jaśminem.
***
Zaczyna się od oddechu, pierwszego, świadomie.
Mam prawo być i chcieć.
Ale to wieki, oduczyć się przepraszać.
Nauczyć się mówić, nie milczeć i być.
Zaczyna się delikatnie, pod skórą.
Burzy się krew i rośnie tętno.
Krąży nadal, po ciele.
Do serca, jak strzał.
Ale to lata, zapomnieć co powinnam.
Zrywać ten plaster powoli, pozwolić sobie żyć.
Nie uwewnętrzniać tych słów.
Słyszanych, krzyczanych, wpajanych.
Wyrzygać, zapomnieć, oddychać.
Bądź mądrzejsza i ustąp. Wiesz, jak to faceci. Wiesz, jacy ONI są. Z facetem nie porozmawiasz o emocjach, no co ty. Po co w ogóle o tym myślisz? Poproś jakiegoś faceta, sama nie ogarniesz. Kobieta musi i już. Nie mogę być chora na święta, facet tego przecież nie ogarnie. Oni już tacy są. Jak to nie chcesz brać ślubu? Zobaczysz, zawsze będziesz sama. Już razem mieszkacie? Tak szybko? Rozstałaś się... ale on cię tak kochał. Przecież on taki fajny, co zrobiłaś? Sama jesteś sobie winna. Ja bym sama nie mogła. Jakbym go zostawiła, innego nie znajdę. Moja wypłata idzie na rachunki i potem czekam aż on mi przeleje. Najważniejsze, że wraca. Musisz być ponadto. Lepiej nic nie mów, bo się wkurzy. Chyba ostatnio przytyłaś? Co ty taka chuda? Jak możesz pić to piwo? Jak możesz nie pić? Odchudzam się na ślub. Zrób sobie lepiej dziecko przed 30., nie ma co czekać. Co taka nerwowa jesteś, chłopa ci trzeba? Byś sobie lepiej chłopaka znalazła. Nie znajdziesz chłopaka, jesteś zbyt niezależna, oni tego nie lubią. Tak szybko się zakochałaś? A kiedy dziecko? A kiedy ślub? A nie za dużo ćwiczysz? Jesteś za gruba. Jesteś za chuda. Jak to sama lecisz? Bez niego? Nie boisz się? Wzięłabyś już ten kredyt. Pomożemy ci, ale znajdź kogoś najpierw, razem łatwiej. Ułóż sobie to życie. Kolana razem. Uśmiechnij się. Co taka smutna. Jesteś za wysoka w tych szpilkach. Jesteś za młoda, to jeszcze za wcześnie. Nie obraź się, ale już trochę za późno na takie zmiany. Traktujesz seks jak facet. Założyłabyś czasem coś kolorowego. Nie za dużo tych tatuaży? Myślisz w ogóle o przyszłości? Ja to bym na jego miejscu cię dawno zostawiła. Wyglądasz jak lesba w tych krótkich włosach. Wolałbym żebyś miała długie włosy. Nie obcinaj. Obetnij. Nie za mocno się pomalowałaś? Co tak chodzisz bez makijażu ostatnio? Płacz. Nie płacz. Mów. Nie mów. Jedz. Nie jedz. Idź. Zostań. Cicho.
Wyrzygać, zapomnieć, oddychać.
Wykrzyczeć.
Odsunąć welon i pojawić się.
Tworzyć świat, tworzyć własne życie*.
Nie chcę różowych dni kobiet, a bardzo przecież lubię kwiaty.
Chcę dni kobiet i mężczyzn razem przeciw dyskryminacji.
Chcę reakcji na przemoc i nie chcę uciszania.
Pragnę, by była w tym szansa, nie tylko naiwność.
Wędrować bez strachu, zuchwale, i już.
Przez las i przez życie.
Kto nam zabroni?
Chodźmy.
***
Chociaż siedziała nadal wyprostowana i robiła na drutach, tak właśnie odczuwała siebie, a jej istota, zrzuciwszy wszelkie krępujące więzy, była wolna i otwarta na najdziwniejsze doświadczenia (...). Jej własne horyzonty wydawały się bezkresne.
Virginia Woolf, "Do latarni morskiej", Wyd. C&T Crime & Thriller
* Rebecca Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat, Wyd. Karakter