To już nie jest moje krzesło. Tracenie

Czasem myślę, że głównie jest tym właśnie. 
Życie. Stratą.
Pragnieniem.
Trzymaniem w dłoni sekundę, przyglądaniem się.
Dotykaniem.

Patrzeniem jak ulatuje.
Nauką pożegnań.


Foto: Bergen, 2018


Kiedyś, dawno temu, podjęłam decyzję. 
Ryzykuję.
Czuję, mówię, żyję, szukam, doświadczam.
Być może bez tego nie przeżyłabym tyle.
Nie miałabym wspomnień jak z filmu. 
(We will always have Paris, right?)

Ale może nie musiałabym tyle się żegnać. 
Wciąż się tego uczę. 

Często ostatnio o tym myślę.
Jak nauczyć się tracić? 
Czy w ogóle jest to możliwe?

Kiedyś unikałam pożegnań. 
Kontynuowałam relacje, które nie były dla mnie dobre.
Nie dawały radości, ulgi i wsparcia.

Nie pachniały Domem.
Pachniały cierpieniem.

Mogłam kiedyś długo siedzieć obok Takiej Osoby.
Być wsparciem, przyjaciółką, partnerką.
Mogłam nie ruszać się z krzesła obok.
Mimo znaków ostrzegawczych, mimo zawrotów głowy.

Ale teraz uczę się mówić: żegnaj, już nie chcę.
Nie tkwić w miejscu, w którym niewygodnie.
I boli.

Powiedzieć:

To już nie jest moje krzesło.
Nie chcę już siedzieć obok ciebie.

To już nie jest moje krzesło.
Nie chcę już z tobą siedzieć przy stole.
W moim pokoju nie ma dla ciebie już miejsca.

Na chwilę robi się pusto.
Ale robi się więcej powietrza.
Na dobre uczucia, na radość, na śmiech.
Na Tych, Którzy Zostają, przytulą.

A potem wracają Boginie.
Uszyte złotą nicią godziny.
Otoczone różową chmurką chwile.
Te, których nie da się stracić.

Skąd mieliśmy wiedzieć, że byliśmy szczęśliwi?
A może jesteśmy szczęśliwi już teraz?