Usłyszałam dziś, że depresja może być jak gorączka.
Czasem trzeba poleżeć, odpocząć, przeżyć.
Samo nie minie, a jak nie przeżyjesz, wróci mocniejsza.
Mnie właśnie przytłoczyła, przygniotła, jest ciężka.
Jakby ktoś mi wsadził wielki kamień w cycki.
W tej gorączce czuję jednak, że MUSZĘ.
Wstać, zameldować się, wykonać zadanie. Jak w wojsku.
Nie spóźnić się, zrobić, odhaczyć, iść dalej.
Czasem w każdej dziedzinie życia potrafię się tak zakręcić.
A potem ciało się dopomina, przyciska i nie mogę wstać.
Oczywiście, można żyć z wyparciem.
Sama żyłam wiele lat.
Ale to jakby nie do końca życie, zwykłe trwanie z dnia na dzień.
Bez patrzenia w głębię.
Można ogarniać niesamowicie, cisnąć karierę i życie towarzyskie.
Można przy tym wyglądać bosko i ładnie pachnieć. Uwodzić.
Ale świat wewnętrzny istnieje.
Wrażliwość nie jest może praktyczna.
I myślałam kiedyś, że jestem przez nią słabsza, gorsza.
Czasem wciąż czuję wstyd.
Ale wiem już, że jest siłą, nie słabością.
Daje kopa, jak nic innego.
Żaden haj nie zastąpi prawdziwych uczuć.
Trudno jest się zatrzymać, rozejrzeć.
Przeżywać i mówić, co się czuje.
Ale to jest zwycięstwo, nie porażka.
Mówić o swoich uczuciach, szczerze wobec siebie i innych.
Bo nie jestem przecież tylko żołnierką.
Moje życie to nie zadanie do wykonania.
Żyję intensywnie, bo tak wybieram, mam dużo obowiązków.
Ale gdy zapominam przeżywać, omija mnie coś strasznego.
I cholernie pięknego.
"Możecie też powiedzieć: no dobrze, ale dlaczego tak się pani upiera przy tym, żeby kobiety pisały książki, skoro, jej własnym zdaniem, jest to zajęcie męczące, niebezpieczne dla własnej rodziny, utrudniające punktualne stawianie się na posiłki, a do tego naraża na uwikłanie się w poważne spory nawet z bardzo przyzwoitymi mężczyznami? Motywy, które mnie do tego skłaniają, są, szczerze przyznaję, w dużej mierze egoistyczne. Jak większość niewykształconych Angielek, lubię czytać książki - książki wszelkiego rodzaju. Otóż od pewnego czasu dostępne mi lektury stały się nieco zbyt monotonne: w książkach historycznych zbyt wiele mówi się o wojnach, pamiętniki i biografie zbyt często zajmują się życiem wybitnych mężczyzn, poezja staje się, jak na mój gust, coraz bardziej jałowa, a co prozy...chyba już dostatecznie się zdyskredytowałam, jako krytyk współczesnej prozy, więc nie będę się na ten temat więcej wypowiadać. Dlatego chcę Was prosić, abyście pisały książki najrozmaitsze, nie cofając się przed żadnym tematem, od najbardziej banalnych po najambitniejsze. Starajcie się, skąd się tylko da, zdobyć pieniądze, które pozwolą Wam podróżować i próżnować, rozmyślać o przeszłości i przyszłości świata, czytać książki i snuć marzenia, wałęsać się i przystawać na rogach ulic - zapuszczając przez cały czas wędkę myśli w najgłębszy nurt życia".
Virginia Woolf
Czasem trzeba poleżeć, odpocząć, przeżyć.
Samo nie minie, a jak nie przeżyjesz, wróci mocniejsza.
Foto by Ewa, Izrael, 2017
Mnie właśnie przytłoczyła, przygniotła, jest ciężka.
Jakby ktoś mi wsadził wielki kamień w cycki.
W tej gorączce czuję jednak, że MUSZĘ.
Wstać, zameldować się, wykonać zadanie. Jak w wojsku.
Nie spóźnić się, zrobić, odhaczyć, iść dalej.
Czasem w każdej dziedzinie życia potrafię się tak zakręcić.
A potem ciało się dopomina, przyciska i nie mogę wstać.
Oczywiście, można żyć z wyparciem.
Sama żyłam wiele lat.
Ale to jakby nie do końca życie, zwykłe trwanie z dnia na dzień.
Bez patrzenia w głębię.
Można ogarniać niesamowicie, cisnąć karierę i życie towarzyskie.
Można przy tym wyglądać bosko i ładnie pachnieć. Uwodzić.
Ale świat wewnętrzny istnieje.
Wrażliwość nie jest może praktyczna.
I myślałam kiedyś, że jestem przez nią słabsza, gorsza.
Czasem wciąż czuję wstyd.
Ale wiem już, że jest siłą, nie słabością.
Daje kopa, jak nic innego.
Żaden haj nie zastąpi prawdziwych uczuć.
Trudno jest się zatrzymać, rozejrzeć.
Przeżywać i mówić, co się czuje.
Ale to jest zwycięstwo, nie porażka.
Mówić o swoich uczuciach, szczerze wobec siebie i innych.
Bo nie jestem przecież tylko żołnierką.
Moje życie to nie zadanie do wykonania.
Żyję intensywnie, bo tak wybieram, mam dużo obowiązków.
Ale gdy zapominam przeżywać, omija mnie coś strasznego.
I cholernie pięknego.
"Możecie też powiedzieć: no dobrze, ale dlaczego tak się pani upiera przy tym, żeby kobiety pisały książki, skoro, jej własnym zdaniem, jest to zajęcie męczące, niebezpieczne dla własnej rodziny, utrudniające punktualne stawianie się na posiłki, a do tego naraża na uwikłanie się w poważne spory nawet z bardzo przyzwoitymi mężczyznami? Motywy, które mnie do tego skłaniają, są, szczerze przyznaję, w dużej mierze egoistyczne. Jak większość niewykształconych Angielek, lubię czytać książki - książki wszelkiego rodzaju. Otóż od pewnego czasu dostępne mi lektury stały się nieco zbyt monotonne: w książkach historycznych zbyt wiele mówi się o wojnach, pamiętniki i biografie zbyt często zajmują się życiem wybitnych mężczyzn, poezja staje się, jak na mój gust, coraz bardziej jałowa, a co prozy...chyba już dostatecznie się zdyskredytowałam, jako krytyk współczesnej prozy, więc nie będę się na ten temat więcej wypowiadać. Dlatego chcę Was prosić, abyście pisały książki najrozmaitsze, nie cofając się przed żadnym tematem, od najbardziej banalnych po najambitniejsze. Starajcie się, skąd się tylko da, zdobyć pieniądze, które pozwolą Wam podróżować i próżnować, rozmyślać o przeszłości i przyszłości świata, czytać książki i snuć marzenia, wałęsać się i przystawać na rogach ulic - zapuszczając przez cały czas wędkę myśli w najgłębszy nurt życia".
Virginia Woolf