Dotknąć, zapamiętać. Czuć.
Za dużo, za szybko.
Zapomnieć, szybciej. Szybciej, kurwa.
Wszystkie dłonie, wszystkie usta, które mnie dotykały.
Czuję je, nadchodzą, jak fale.
Czarne oczy. Zielone oczy. Niebieskie. Niewyraźnie.
Bąbelki, saszetki.
Doświadczyć, opisać, doświadczyć, nie umierać jeszcze.
"Where the fuck are perfect places, anyway?"
A przecież zapominam. Trzeba zapomnieć, chociaż trochę, żeby przeżyć.
Zmywam z siebie, a potem zawsze jest, zawsze musi być. Jak gdyby nigdy nic.
I jest kolejny ogień i fala. Nadchodzi.
Ale teraz czuję je wszystkie.
Tak bardzo dzisiaj mnie boli.
Z niedotykania i niepocałowania.
Chciałabym wziąć wszystko, odlecieć do tych ładnych światów.
Już o nich prawie zapomniałam.
Tęsknię czasem okrutnie.
"Chcę drinka. Chcę pięćdziesiąt drinków. Chcę butelkę najczystszego, najmocniejszego, najbardziej niszczycielskiego najbardziej trującego alkoholu na Ziemi. Chcę pięćdziesiąt butelek. Chce cracku, brudnego i żółtego i wypełnionego formaldehydem. Chcę kopę metamfy w proszku, pięćset kwasów, worek grzybków, tubę kleju większą od ciężarówki, basen benzyn tak duży, żeby się w nim utopić. Chcę czegoś wszystkiego czegokolwiek jakkolwiek ile tylko się da by zapomnieć".
Marzy mi się taki odlot, jak kiedyś bywały odloty.
Mieszkałam kiedyś w hali odlotów.
Chcę poczuć ten brud, to pożądanie, jakie to było przyjemne.
Chciałabym wyrzygać ten cały ból.
Wpierdolić garnek makaronu.
Położyć się i trawić.
Nie czuć już, nie czuć absolutnie nic.
"Zabierz mnie tam, gdzie głos obowiązku a kompletny brak serca
Zabierz mnie tam, gdzie ciało nie płonie
Wszystko jest rozsądne, odpowiednie
Zabierz mnie tam, gdzie głowa spokojna unosi się myślą czystą
Zabierz mnie tam, gdzie będzie nudno, ale gdzie będę szczęśliwa"
Fantazjuję sobie i tańczę, zawsze wtedy tańczę.
Bo dobrze wiem, że nie wezmę tego gówna.
Nie pojadę do spokojnej krainy.
I zawsze będę tylko tańczyć.
Zawsze tak będzie i będzie kolejny ogień.
A potem fala.
Jakby było lato 2002.
Bo jakby wciąż jest lato 2002, tylko jesteśmy trochę więksi.
W lecie 2002 obudziłam się bardzo słaba.
Jedenastolatka u kresu wszystkiego.
Popierdolone dziecko, przestaniesz niedługo być.
Myślałam, że gdzieś mam życie, a jednak nie umarłam.
Zawróciłam w kierunku zasranego światła.
Leciałam do żarówki, wiedziałam, że spłonę.
"Mamy lato 2002
Układam mozaiki z kapsli po piwie
Na koszuli okruchy po Laysach
Nucę refreny z kaset Ich Troje
Szalone tańce, twarze w brokacie
Ja w klipach ze stacji MTV"
Strącam okruszki, przemywam twarz.
Idę dalej.
Jest lato 2002.
Byłam w tylu miejscach, a jakbym nigdzie nie była.
Jest lato 2002.
Najpiękniejsza piosenka na świecie.
*Inspiracja: Coals - Lato 2002
*Cytaty w kolejności:
Lorde, James Frey, The Dumplings, Coals
Za dużo, za szybko.
Zapomnieć, szybciej. Szybciej, kurwa.
Armenia, 2013
Wszystkie dłonie, wszystkie usta, które mnie dotykały.
Czuję je, nadchodzą, jak fale.
Czarne oczy. Zielone oczy. Niebieskie. Niewyraźnie.
Bąbelki, saszetki.
Doświadczyć, opisać, doświadczyć, nie umierać jeszcze.
"Where the fuck are perfect places, anyway?"
A przecież zapominam. Trzeba zapomnieć, chociaż trochę, żeby przeżyć.
Zmywam z siebie, a potem zawsze jest, zawsze musi być. Jak gdyby nigdy nic.
I jest kolejny ogień i fala. Nadchodzi.
Ale teraz czuję je wszystkie.
Tak bardzo dzisiaj mnie boli.
Z niedotykania i niepocałowania.
Chciałabym wziąć wszystko, odlecieć do tych ładnych światów.
Już o nich prawie zapomniałam.
Tęsknię czasem okrutnie.
"Chcę drinka. Chcę pięćdziesiąt drinków. Chcę butelkę najczystszego, najmocniejszego, najbardziej niszczycielskiego najbardziej trującego alkoholu na Ziemi. Chcę pięćdziesiąt butelek. Chce cracku, brudnego i żółtego i wypełnionego formaldehydem. Chcę kopę metamfy w proszku, pięćset kwasów, worek grzybków, tubę kleju większą od ciężarówki, basen benzyn tak duży, żeby się w nim utopić. Chcę czegoś wszystkiego czegokolwiek jakkolwiek ile tylko się da by zapomnieć".
Marzy mi się taki odlot, jak kiedyś bywały odloty.
Mieszkałam kiedyś w hali odlotów.
Chcę poczuć ten brud, to pożądanie, jakie to było przyjemne.
Chciałabym wyrzygać ten cały ból.
Wpierdolić garnek makaronu.
Położyć się i trawić.
Nie czuć już, nie czuć absolutnie nic.
"Zabierz mnie tam, gdzie głos obowiązku a kompletny brak serca
Zabierz mnie tam, gdzie ciało nie płonie
Wszystko jest rozsądne, odpowiednie
Zabierz mnie tam, gdzie głowa spokojna unosi się myślą czystą
Zabierz mnie tam, gdzie będzie nudno, ale gdzie będę szczęśliwa"
Fantazjuję sobie i tańczę, zawsze wtedy tańczę.
Bo dobrze wiem, że nie wezmę tego gówna.
Nie pojadę do spokojnej krainy.
I zawsze będę tylko tańczyć.
Zawsze tak będzie i będzie kolejny ogień.
A potem fala.
Jakby było lato 2002.
Bo jakby wciąż jest lato 2002, tylko jesteśmy trochę więksi.
W lecie 2002 obudziłam się bardzo słaba.
Jedenastolatka u kresu wszystkiego.
Popierdolone dziecko, przestaniesz niedługo być.
Myślałam, że gdzieś mam życie, a jednak nie umarłam.
Zawróciłam w kierunku zasranego światła.
Leciałam do żarówki, wiedziałam, że spłonę.
"Mamy lato 2002
Układam mozaiki z kapsli po piwie
Na koszuli okruchy po Laysach
Nucę refreny z kaset Ich Troje
Szalone tańce, twarze w brokacie
Ja w klipach ze stacji MTV"
Strącam okruszki, przemywam twarz.
Idę dalej.
Jest lato 2002.
Byłam w tylu miejscach, a jakbym nigdzie nie była.
Jest lato 2002.
Najpiękniejsza piosenka na świecie.
*Inspiracja: Coals - Lato 2002
*Cytaty w kolejności:
Lorde, James Frey, The Dumplings, Coals