Płakać, oddychać, uwierzyć

Rozmawiam, dotykam, tańczę. Daję drugą szansę.
Mówię szczerze, stawiam granice.
Pomagam, wspieram, zachęcam.


A jednak jestem tu dzisiaj sama.
I zapomniałam jak się płacze.
Zapomniałam jak to było do szaleństwa.
Zapominam.

Wieczory panieńskie, przysięgi, ciąże, pierścionki.
Nie moje to wszystko.
Nie moja winda do nieba.

Tylko ciało znów krzyczy: zwolnij!
Za dużo, za szybko.
Ja po prostu chciałam do życia.

Bo nie umarłam do końca.
Chciałam życia.
Całego.

Biegnę więc.
Przez słowa, zdania, pokoje pełne ludzi.

"Moje ciało umieszczam w sukience
Wkładam nogi, piersi i ręce".

Umieściłam się w tym życiu.
A mogłam przecież nie pragnąć.
Mogłam zapomnieć i zostać.
W stabilnym. Stałym i znanym.

Mogłam być tu z kimś dzisiaj.
Mogłam mieć dziecko, przytulać je teraz.

Umieściłam się w życiu, próbując.
Ze stosem książek, w niewygodnym fotelu.

Z mężczyznami, którzy odchodzą.
Jeżeli ja nie odejdę.
Wybrałam ryzyko i szansy.
A mogłam nie musieć próbować.

Mogłam zamknąć ten rozdział.
Zostać.
Nie kochać, lecz być.

Mogłam nie musieć próbować.
Czy wiele kobiet tak robi?

Ale ja chciałam życia. Całego.
Nie umiem odgrywać już szczęścia.

Ja nadal chce życia, całego.
Ryzyka i szansy, nadziei.

Jak wiele kobiet zostaje?
Dla bycia, zamknięcia rozdziału?
Co jest po szczęśliwym zakończeniu?
Co jest po przysięgach i tańcach?

Bo ja chcę całego życia. Codziennie.
Chcę dotknąć, smakować i płonąć.
Chcę czuć, patrzeć i słuchać.

Lecz teraz uczę się od nowa.
Płakać, oddychać. 
Uwierzyć.

Płakać.
Oddychać.
Uwierzyć.