Spojrzałam za siebie.
Urwane rozdziały, otwarte zakończenia. Nigdy niewypowiedziane pożegnania, złamane obietnice.
Lotniska, dworce i perony. Sytuacje graniczne.
***
Siedzę teraz na plaży w Agadirze, patrzę na ocean. Kopię dołki stopami w czerwonawym piasku. Po twarzy lecą mi łzy. Na kolanach trzymam "Swing time" Zadie Smith.
To nie stało się w dwa dni, w tydzień, czy w miesiąc. To stawało się we mnie od lat. To było umieraniem od środka, skupieniem na potrzebach chwili, zapomnieniem o sobie.
To było jak bardzo długa zima, jak ściana z lodu, której nie mogłam rozwalić. Teraz rozbijam ją po kawałku, ale boję się, że znów zamarznie.
A teraz płaczę. Odblokowuję się. Odmarzam. Przede mną fale odbijają się od brzegu. Dopiero co znów zabolało.
Czuję, że dłużej już nie zniosę. Ale wstaję codziennie, myję zęby, obmywam twarz. Idę do pracy. Zamykam moje myśli i pomysły w pudełeczku. Czuję, że nie mogę wyjść poza pewne ramy. Zaciskające się na mnie, otaczające moje życie.
***
Wędruję teraz po Marakeszu. Plac Jama el-Fna pulsuje życiem. Tutaj nie ma granic. Tutaj nie ma schematów. Jest samozwańczy dentysta i zaklinacz węży. Jest matka siedząca z dzieckiem na środku placu i sprzedająca rośliny. Jest tancerka z muzyką na żywo. To miejsce pulsuje życiem, każdą jego barwą.
Chodzę jak zaczarowana. Jak po czystej heroinie. Rozglądam się, gubię się, chce mi się płakać i śmiać. Nie chcę wyjeżdżać, mogłabym tu po prostu być, na tym haju, nigdy nie wytrzeźwieć.
Nie chcę wyjeżdżać.
Nie chcę wracać do świata, gdzie lepiej nie myśleć za dużo, po prostu robić swoje.
Wsiadając do samolotu już zaczynam tęsknić za tym otwartym, niezbyt czystym i nie zawsze bezpiecznym światem. Światem gdzie doświadczam sytuacji niebezpiecznych, ale też niewypowiedzianego wręcz piękna. Gdzie bieda z bogactwem mieszają się w wybuchowej miksturze ulicznego tłumu.
Cały ocean emocji, które pozwalam sobie przeżywać. Rozkoszować się nimi.
Za parę dni ten świat będzie już tylko snem.
![]() |
Urwane rozdziały, otwarte zakończenia. Nigdy niewypowiedziane pożegnania, złamane obietnice.
Lotniska, dworce i perony. Sytuacje graniczne.
***
Siedzę teraz na plaży w Agadirze, patrzę na ocean. Kopię dołki stopami w czerwonawym piasku. Po twarzy lecą mi łzy. Na kolanach trzymam "Swing time" Zadie Smith.
To nie stało się w dwa dni, w tydzień, czy w miesiąc. To stawało się we mnie od lat. To było umieraniem od środka, skupieniem na potrzebach chwili, zapomnieniem o sobie.
To było jak bardzo długa zima, jak ściana z lodu, której nie mogłam rozwalić. Teraz rozbijam ją po kawałku, ale boję się, że znów zamarznie.
A teraz płaczę. Odblokowuję się. Odmarzam. Przede mną fale odbijają się od brzegu. Dopiero co znów zabolało.
Czuję, że dłużej już nie zniosę. Ale wstaję codziennie, myję zęby, obmywam twarz. Idę do pracy. Zamykam moje myśli i pomysły w pudełeczku. Czuję, że nie mogę wyjść poza pewne ramy. Zaciskające się na mnie, otaczające moje życie.
***
Wędruję teraz po Marakeszu. Plac Jama el-Fna pulsuje życiem. Tutaj nie ma granic. Tutaj nie ma schematów. Jest samozwańczy dentysta i zaklinacz węży. Jest matka siedząca z dzieckiem na środku placu i sprzedająca rośliny. Jest tancerka z muzyką na żywo. To miejsce pulsuje życiem, każdą jego barwą.
Chodzę jak zaczarowana. Jak po czystej heroinie. Rozglądam się, gubię się, chce mi się płakać i śmiać. Nie chcę wyjeżdżać, mogłabym tu po prostu być, na tym haju, nigdy nie wytrzeźwieć.
Nie chcę wyjeżdżać.
Nie chcę wracać do świata, gdzie lepiej nie myśleć za dużo, po prostu robić swoje.
Wsiadając do samolotu już zaczynam tęsknić za tym otwartym, niezbyt czystym i nie zawsze bezpiecznym światem. Światem gdzie doświadczam sytuacji niebezpiecznych, ale też niewypowiedzianego wręcz piękna. Gdzie bieda z bogactwem mieszają się w wybuchowej miksturze ulicznego tłumu.
Cały ocean emocji, które pozwalam sobie przeżywać. Rozkoszować się nimi.
Za parę dni ten świat będzie już tylko snem.